Home page :: Wasze pisanko :: Ostatnia aktualizacja: 2017.02.02 |
Autor: Imagina E-mail: imaginary-angel@o2.pl inne wiersze Niczym pijany leci po niebie Krążąc i świergocząc co chwila Któż wie, co mu jest? Nagle posmutniał Zmienił loty, leci niżej... Któż wie, czym on jest? Ma zielone skrzydełka I żółty dziobek Któż wie, ile jest wart? Ptak na do widzenia Odwrócił się tyłem I zrzucił skrzydła Poleciały z furkotem w dół I uderzyły mocno o chodnik plamiąc go czerwoną krwią. Klatka Czuje się jak ptak zamknięty w klatce wszyscy czekają aż zacznę śpiewać a ja uparcie trzymam się cicho Zamknięta w przestrzeni kroków Niezauważona Smutno mi czasem, pióra mi wypadają I moja mała główka - nie mieści się w kratkach Czy skończyć te męki? Czy pójść na łatwiznę? Nie. Poczekam, wytrwam I przeobrażę się w silnego Orła, koszącego wszystko, co staje mu na drodze Zaskoczenie Niechęć przeobrażona w miłość tak trwała jak nic innego Siedzi w mym pałacu i nie wie co zrobić Czuje się bezradna tak jak ja sama I choć rozsądek mówi "nie" Ona nie chce go słuchać Trwa w pamięci niczym wierny pies Patrzy na niego Wielkimi oczami bólu Który przysłania miłość A potem zrywa się i biegnie Nikt jej nie zatrzyma dobiega do jego drzwi bez pukania wchodzi I widzi go z guzikami zamiast oczu które patrzą na nią bez wyrazu i się nie poruszy Ona, stojąc chwilę, wybucha wprost w niego chwyta go za ramiona i przyciąga go do siebie guziki odpadają A ona zaciskając powieki czeka na koniec Czuje rękę na swoim policzku boi się lecz otwiera oczy teraz spogląda na nią para błękitnych oczu które nie widzą Bierze ją za rękę I ślepi idą w nowy świat Prowadzisz mnie Wziąłeś mnie za rękę i zaprowadziłeś do swojego świata Pokazywałeś jak można żyć bez zmartwień i kłopotów Lecz to nie będzie trwało wiecznie Bo ty zostawisz mnie W krwawej szkarłatnej klatce bólu W klatce pełnej kolców wbijających się w me serce niczym sztylet w jabłko Zostawiając na nich ślad do końca końców I znowu przyleci szary ptak śmierci z ostrymi pazurami Rozszarpując resztki mojej samotności zostawiając na wierzchu gołe, czerwone serce Przepełnione miłością bez skazy która nie przyjmuje żadnych okularów I patrząc na Ciebie ślepymi oczami skrada się po omacku mając wszystkiego dość z wielką szablą w ręku zachodzi go od przodu i wymierza jeden cios tracąc przy tym króla swojej duszy Spóźniony, znienawidzony Jest o wiele za późno Byś kochał mnie teraz Bo ja już nie umiem kochać Twoje uczucia Niegdyś tak bardzo pożądane teraz nie znaczą dla mnie nic Zapomniałam o kochaniu Teraz nauczyłam się cierpieć I trwać w zadumie Przez to straciłam przyjaciół A świat stracił kolory Już nie świeci słońce Ani nie śpiewają ptaki I pomyśleć, że zawojowała tu osoba Która zniszczyła wszystko Możesz czuć się odpowiedzialny Szary świat stoi dla Ciebie otworem... Nadzieja Miłości Znów zapaliłeś świeczkę W mojej poszarpanej duszy Postawiłeś ją, przyklękując Oczekiwałeś, że nigdy się nie wypali Chroniłeś ją, śląc uśmiechy Jej płomień stawał się większy Przybierał na sile Dawał wielkie ciepło, nieskazitelne i nie do przebicia Lecz jak wszystko, płomień musiał zgasnąć Parafina jest już mała knot - niewidoczny Więc skąd ten płomień? Z mojej głupoty serca, która nie rozumie zmian Bo musi mieć kogoś Kłamstwo Jestem kłamstwem Żyjącym dla Ciebie Więc możesz uciekać Ale na nic Ci się to zda Bo ja jestem Tobą Jak bolesna blizna na ciele Uporczywa, lecz spokojna Nigdy się ode mnie nie uwolnisz Choćbyś bardzo tego chciał I zobaczysz, przekonasz się kiedyś mnie pokochasz Ale wtedy będzie za późno Bo odetną mi wielkie białe rurki Zostanę bez tlenu Blizna zniknie Jednak... A ja... Będę wiatrem co Cię zmartwi Będę blaskiem co Cię zbudzi Będę Ogniem co Cię spali I wreszcie - wodą co Cię uspokoi... Ale zawsze będę Wy Stoję z wami, lecz obok Patrzę na was, ale przez szybę Mówię do was, ale to nie ja Bo choć Stoję, Patrzę, Mówię Bo choć jestem z wami Czuję się sama Zepchnięta w dół z najwyższej półki tak bardzo zła kiedyś Teraz tak bardzo smutna Nikomu nie potrzebna Zapomniana jak kropelka deszczu Lecz sama, jak odbicie w zwierciadle Mam was, lecz nie czuję Stojąc po drugiej stronie zwierciadła Oglądam wasz świat Żyjąc w nim, lecz nie do końca Przechodząc na drugą stronę lustra straciłam matkę głupich Tak samotna jak ja sama Masz się czego bać Paranoja Stworzona specjalnie dla Ciebie Byś miał się czego bać Chodzi za Tobą, Twoimi krokami I żywi się Twoim strachem A ty, głupi, marna mimoza Uciekasz i chowasz ręce na twarz I czekasz aż ktoś pokona potwora Byś zdobył odwagę na dalszy czas Lecz nikt Ci nie pomoże, Bo, prawdę powiem Ci, Wszak nie powiedziałeś 'Boże!' I oczu w górę wznieść - phi! Nie pasowało Bóstwo To teraz sobie cierp Zrobiłeś wielkie głupstwo I czeka Cię ostry sierp Spróbuj się opamiętać Padnij na twarz i krzyknij: 'Panie zechciej mi wybaczać Zlituj się nad głupstwem mym I pozbądź się potwora O Jezu pomóż proszę O Jezu pomóż mi!' I jeśli Bóg łaskawy posłucha Twojej prośby przestaniesz być nękany I nie usłyszysz groźby Wystarczy tylko uwierzyć By móc w harmonii trwać I zawsze mocno wierzyć I Boga pokochać! |
© 2004 - 2008 literat.mix projektowanie www |