Home page :: Wasze pisanko :: Ostatnia aktualizacja: 2017.02.02 |
Autor: Paweł E-mail: pawelbbb@op.pl inne wiersze W duszy... Ciche szepty Na falach oceanu niesione Ciche sny Chroniące zielonych stepów koronę A przed oczyma...barwy Odcienie szat sadów W objęciach Jesieni A przed oczyma...barwy Odcienie szat sadów W objęciach Zimy Dźwięki morskiej toni W sercu płonącym Wianek na odrodzonej skroni Z kwiatów o kielichu dzwoniącym W przypływie radości... Melodia pragnienia płynąca z oddali Na złotej łodzi w objęciach wiatru Uczucie, którego doznali Ci, co w dumy pozie z białego marmuru Tkwią...monumenty Trwałych doznań Starań A przed oczyma...barwy Odcienie szat sadów W objęciach Wiosny A przed oczyma...barwy Odcienie szat sadów W objęciach Lata Jabłoń kwitnie Słodkie rodząc owoce Pogrążone w głębokim śnie Oczekują, gdy nadejdą noce Pełne słonecznych promieni Gdy powróci echo uśmiechu Odbite przez lasy Mienie grzechu Przewijającego się przez czasy Dumnego człowieka A każdy krok Twarz, słowa Pełne obcej namiastki Głuchy wzrok Zwieszona głowa Wspomnieniem dziecięcej opowiastki A każdy krok W labiryncie luster W labiryncie lśniących pereł W duszy Wspomnienie ogrodów Obmytych przez anielskie łzy Wspomnienie parków Które ścieli dywan złoty Zapachy kwiatów Łąk w szalu zieleni Śpiew wolnych ptaków Uczucia... Którego nic nie zmieni A na niebie gwiazdy płoną Pośród nich ta Co w serce spada, gdy Kończy się droga kręta Pośród nich ta W sukni z aksamitu Co zeszła z niebios szczytu Jaśniejąca Pełna wdzięku By rozbudzić błękit zaspany A Feniks w ogniu odrodzony Siłą uśmiechu, pewnością W sercu przepełniony Cicho wbił się w powietrze Chciałbym wiedzieć... Chciałbym wiedzieć Czy to śmierć, Czy to sen ogarnia mnie? Czy to szczęk stali, Czy losu szept otacza mnie? Chciałbym wiedzieć Czy to anioł niebieski, Czy szatan śpiewa mi? Pieśń pocieszenia Chciałbym... Chciałbym wiedzieć Czy to srebrna gwiazda, Czy to słońce w złotej koronie puka? Do mych drzwi Czy to strach? Czy wspomnienie tamtych dni? W pamięci mej Kto teraz chce żyć? Trwać na przedzie fali? Kto przeciwstawi się, Ciosom szyderczych słów? Gdzie jestem teraz? Dokąd idę? Chciałbym wiedzieć... Gdybym miał powiedzieć słowo... Gdybym miał powiedzieć słowo... Wyrazić myśl niknącą W oceanie innych Wywód, co budzi Nieujarzmione pragnienie Wywód, co budzi pytanie "A może coś zmienię" Może znajdę swoja drogę Może znajdę swój cel Uwolnię bestię, co w sercu mieszka Uwolnię ogień tkwiący w spojrzeniu Odmienię własny los W szaleńczym uniesieniu By rozprostować skrępowane skrzydła Zbić lustra, uderzyć w dzwony Zerwać łańcuchy... Wolny, odrodzony Może zapukam do Drzwi w pieśni sławionych. Może wyzwolę się Z ramion potępionych Może... Lecz odbicie znajdę w Tobie Kimkolwiek jesteś Gdybym miał powiedzieć słowo... Niebyłym sobą Jest jak róża Ona stoi w mym ogrodzie W czerwień jaskrawą obleczona Pieszczę ją dłońmi o słońca wschodzie Ona tańczy krwią mą nasycona Jest jak róża Przez ból zdobywana Piękna, pachnąca Rozradowana... Pragnąca... Rani me dłonie z niewinności okrzykiem Cierniami swymi dosięga kości Jest natury wybrykiem Przedniej jakości Przytulę ją jeszcze raz Wykrwawię się u jej stóp Tam będzie mój grób Ma mogiła, łoże snu wiecznego Jest jak róża Lustro Oto przede mną stoi Kryształowe lustro w złotej oprawie Więzi oblicze każdego, kto się przed nim stroi Żeby cię uwięzić, wabiąc ładnie kłamie Widzi jednak, co ukryłem Widzy każdy ciała brud Wie, że za dużo przytyłem Wie, co zabrał głód Nie mogę przejść obojętnie, gdy mi się tak przypatruje Muszę zaryzykować kolejne spojrzenie Choć wiem, że kolejnych wad się we mnie doszukuje Chytrze czekając na moje zagubienie Nie wiem czy to jest obsesja Nie wiem czy to nawet jest depresja Nie mogę jednak oderwać wzroku Od własnego odbijającego się widoku Stoję przed nim, gdy czyszczę zęby Stoję, gdy przemywam oczy Nieważne czy jestem smutny czy uśmiechnięty Obawiam się tego, czym jeszcze mnie zaskoczy Stoję przed nim, gdy ręce myję Stoję, gdy czeszę włosy grzebieniem Wiem, że już nic przed nim nie ukryję Już widzi kolejne me strapienie Oto źródło lustra złej mocy Co kradnie mój sen każdej nocy Być albo nie być? I powiedziałabyś, że księżyc srebrną łzę dla ciebie roni Wśród skażonych brudem dusz Chcąc obmyć szkarłat na twojej skroni Wywołanych plagą susz Myśli skrępowanych ciernistym sznurem Te dźwięki płynące z oddali Głosy Dzieci o sercach i maskach ze stali Stojących w cieniu za szarym murem Okrzyk głów mądrych niewiedzą Na czele rzeszy stojących Połykasz, co w obłąkańczym szale powiedzą Unosząc się na falach chwil mijających Miecz umysł rąbiący ciosem szaleństwa Miłość z gniewem na szali stawiana W cieniu róża w łodydze leży złamana Ostatni zwiastun ludzkiego przekleństwa I cóż niemy wyraz twej twarzy znaczy Strach, złość czy zagubienie? Marny byt i istnienie Ludzkich uczuć pożeraczy I powiedziałabyś, że księżyc srebrną łzę dla ciebie roni Życie z przed oczu umyka Zniszczył cię cios własnej broni Pozostają słowa wielkiego klasyka Duch Jego mądrości przy tobie stanie " Być albo nie być? Oto jest pytanie" Cel Topniejąca siła wzroku Okryta zwiewną radością łez Topniejąca długość kroku W obliczu niezachwianych tez Witraż myśli płonących Przesiąknięty wzmianką o celu Utkwiony w umysłach tak wielu Sensu łaknących Spoglądających na niebo gwieździste W objęciach, którego gasną intencje ogniste Cichnący szum lasu Okryty głośnym szeptem strumienia Dziewczyna drwiąca z oblicza czasu Zasypia na piersi kamienia Gdzież pozostał ten cel? Kto go teraz odkryje? Następna nieskażona biel? Czy szansę ma nadal ten, co w smutku żyje? Świat za plecami Krok za krokiem na przód podążając Krok za krokiem do celu gnając Owinięci szalem zamyślenia W zimnych objęciach szaleńczego zatracenia Krok za krokiem te same widoki Krok za krokiem nie oglądając się na boki Wiedzący o czasu braku Poszukujący jedynego znaku Lecz są takie chwile, gdy stajesz nieruchomy Czując za sobą życie, o którym byłeś świadomy Poszukując ośrodka spokoju całymi latami Odnajdujesz zagubiony świat za plecami Czy już pora by obrócić się w tamtą stronę? Czy już wiesz, że nie zdobędziesz świata koronę? Krok za krokiem Krok za krokiem w dół za szumiącym potokiem Bliscy tajemnicy rozwiązania Własnego niezrozumiałego postępowania Krok za krokiem Krok za krokiem coraz słabsi z każdym rokiem W świetle poszukujący W mroku milczący Czy chcesz zobaczyć, co za tobą zostało? Czy pozwolisz by uczucie chęci tej w tobie umierało? A teraz spójrz jak w oddali nad polem znaków Przysiadło stado białych ptaków Oczekując na swój czas Przegapiły ten jedyny raz Serca ich w kamień się odmieniły W szumie wiatru myśli zagubiły I choć skrzydła mają rozpostarte I choć niebios wrota są otwarte Nie mogą wznieść się ponad chmury Szybować ponad cieniem głosu góry Czas byś obrócił się ze łzami I spojrzał na zagubiony świat za plecami Tacy sami? Ja i Ty Inne oczy te same łzy Szczęście lub smutek wyrażające Słodkie lub ogniem płonące Ja i Ty Inne marzenia chowane skrycie Takie same serca naszego bicie W biegu przyspieszone W zadumie stłumione Ja i Ty Inne myśli przyzwyczajenia Tak samo poszukujemy ich znaczenia Głębi ich sensu skrytego Korzeni istnienia własnego Tacy sami Choć inaczej ubrani Tacy sami Choć inaczej roześmiani W bieli, czerni, czerwieni Wciąż podzieleni Ja i Ty Inna wiara to samo ukojenie przynoszą sny Marzenia na skrzydłach niosące W stronę niebios gdzie króluje słońce Ja i Ty Inny kolor skóry Te same martwią nas bzdury Maleńkie przez innych wyśmiane W naszych wnętrzach wyeksponowane Ja i Ty Różnimy się posturami Taki sam kolor krwi płynącej żyłami Krwi, którą ziemię odkupujemy Którą więzi braterstwa wiążemy Tacy sami Choć inaczej ubrani Tacy sami Choć inaczej roześmiani W bieli, czerni, czerwieni Wciąż podzieleni Pytania o... Wciąż ze snu budzą mnie pytania Na które szukam odpowiedzi Przez umysł mój gnają niczym łania Podczas gdy rozum niczym głuchy kamień siedzi Pragnę spojrzeć przez okno mego pokoju - punkt widzenia Jednak zamiast okna lustro znajduję Które mnie pustkę obrazuje Pytam, więc wiatru srebrnego, który drogę obraną wiecznie zmienia Wielkie góry i miasta zwiedza Lecz marna wobec moich pytań jest jego wiedza W stronę sowy kieruję marne spojrzenie Ona jednak prycha kryjąc swoje rozbawienie Przy nogach mych czarny kot się pęta Być może odpowiedź zna, ale jak mówić już nie pamięta Dręczą mnie moje pytania Pytania o: To czy obudzą się ci, co zasnęli? Czy skończą dzieła ci, co zaczęli? Czy słońce zaświeci dnia następnego? Czy gwiazdy spadną ze sklepienia niebieskiego? Czy zakwitnie kwiat miłości pomiędzy ludźmi całego świata? Czy dożyję następnego lata? Czy zabliźnią się w sercu rany? Czy Jezus musiał być ukrzyżowany? Porcelanowe aleje Wszystkie te wzgórza zielenią się mieniące Szalony malarz zapisał w pamięci mej Wszystkie te potoki, drzewa, ogrody tak łatwo ginące Płacz agonii w sercu mym, lecz ty wietrze śmiej się śmiej Słońce świeci Na plecach czuję jednak chłód Gdzieś za ścianą umarły dzieci Zamachowcem był głód Stary człowiek spoglądając W głębię oddali Wziął głęboki oddech Modląc się za tych, co zostali Wciąż jednak pamiętam Blask tych dni Spokojnego życia bez przelewu krwi Że każdy z nas serce ma I rolę w sztuce zna Wciąż jednak pamiętam Że ten jedyny raz Potrafił się odmienić każdy z nas Czas, gdy nie czułem skrępowanych dłoni Śmiała się wtedy ta matka, co teraz łzy roni Czy to był wymysł wyobraźni skażonej głębią idei? Nie wiem sam Nie wiem czy powinienem rzucić się w ramiona nadziei Nie wiem czy w ogóle byłem tam Porcelanowe aleje Wciąż naprzeciw ciebie Tam wciąż ktoś się śmieje I wszystko jest jak w niebie Tam dzieci wciąż się bawią Tam samotność nie dosięgnie cię Tam znajdą ukojenie serca tych, które krwawią Tam promień słońca osuszy twoją łzę Porcelanowe aleje U tęczowych bram podnóży Tam wciąż coś dobrego się dzieje Tam każdy sobie służy Tam nie liczy się kolor skóry Nie ma podziału ze względu na wyznanie Wszelkie różnice to nierealne bzdury Wciąż pragnę tego doznania Czy nadal będziesz tak stał? Wiesz jak zapał szybko maleje Czy pomożesz mi zbudować z tych skał Porcelanowe aleje? Bezdomna Wczoraj przyszła Ona do mnie Wiatr muskał Jej rozpuszczone włosy Kwiaty stroiły Ją tak skromnie W Jej oczach dostrzegłem krople porannej rosy Opowiedziała mi o tym jak wyrzucono ją z domu Pozbawiono władzy nad zielonymi łąkami Opowiedziała mi o tym jak musiała uciekać po kryjomu Wraz z ze srebrnymi potokami Jej oczyma ujrzałem ryby unoszące się na powierzchni jeziora Rozległe pustkowia niegdyś tak bujnie porośnięte Drzewa spopielone przez dym z brzucha ogromnego potwora Skruszone skały, które były takie nieugięte Wtedy powiedziała: Wszystkie te kwiaty więdnące Na szarej zabrudzonej łące Cała ta lepka krew Nie dających już życia drzew Woda, która dalej płynąc nie może Kto mym dzieciom pomoże? Zamyśliłem się strapiony Pragnąc odzyskać klejnoty Jej złotej korony Wówczas ona się ulotniła Tajemniczo jak przybyła Dokąd poszła wie niewielu Czy Jej pomożemy przyjacielu? Czy odzyskamy dom, który utraciła? Dom, o którym większość z nas śniła Tak musi być Mówią, że powinienem odszukać siebie Przestać kreować własnego wizerunku na niebie Nie myśleć o tym, co mogłoby być Myśli buntownika w sobie kryć Mówią, że powinienem twardo stąpać po ziemi Żaden wysiłek niczego nie zmieni W umierającym świecie trzeba cicho żyć Tak musi być Wczoraj widziałem miłość mą z podciętymi skrzydłami Włóczyła się ciemnymi alejami Dziewczyna czystej krwi Dziewczyna z sąsiednich drzwi Szukała czegoś sobie znanego Jej wzrok był wzrokiem człowieka martwego Krucze włosy zakryły jej horyzonty Idea zgubiła domowe cztery kąty Mówiła: W umierającym świecie trzeba żyć Tak musi być " A liście ku ziemi wiatr zamiata Listkami jesteś ty i dzieci twe" Zgniłego człowieka zdobi królewska szata Mimowolnie jego zasady czczę Myślę o wartości mego zdania Oni każą wyzbyć się mego mniemania Drzewa mego ogrodu zamieniły się w chrust Wszystkie słowa z moich ust Słowa przyjaciela były dla ran niczym sól Mówił o wyborze którejś z ról Spaliłem lit, który od niego dostałem List, na który tak długo czekałem Pisał: W umierającym świecie trzeba żyć Tak musi być Wszystkie wydmy umierające Ginące w płomieniach szyderczego śmiechu Będą niczym słowa kojące Wśród wszelkiego pośpiechu. Deszcz po suszy Powiedz mi o słońce Czy wszechświat jest niczym ten kwiatów pył? Nie wiadome mi są jego końce Pośród których Wielki Stwórca siebie skrył Powiedz mi o księżyca damo Jak wiele twych błyszczących cór nas otacza? Nic nie wydaje się takie samo Niby można piąć się w górę, lecz wokół wciąż się wszystko stacza I wydaje się, że myśli płonące Są niczym symfonia traw pod batutą wiatru szalonego Tworzącego melodię utworu wiecznie nieskończonego I wydaje się, że wszystkie słowa kojące Są radosnym błyskiem miecza obosiecznego W zimnym milczącym głazie tkwiącego Powiedz mi o Matko Ziemio kochana Jak to było, gdy świat był młody? Głęboka jest twoja rana Którą zadały ci ziemskie rody Powiedz mi o rzeko rwąca Czy sny są nurtu biegiem? Dusza słodkiej dziewczyny płacząca Nad twym grząskim brzegiem I wydaje się, że wszystko wokół rośnie Lecz za kurtyną opada ostatni więdnący liść Niby każda droga ma szlak jednak nie wiem, dokąd iść I wydaje się, że płacz śpiewa tak donośnie Melodia jego rani uszy A Oni wciąż czekają na deszcz po suszy |
© 2004 - 2008 literat.mix projektowanie www |